NIE POLECAM TU ZAGLĄDAĆ, BO VINCENT MNIE WYZWAŁ. OBRAZIŁAM SIĘ NA NIEGO.
Abraham Kelly jest jednym z najsłynniejszych pisarzy na świecie, a jego książka „Dobrej nocy, Vincent” to bestseller. Jednak prawdziwym tematem do rozmów jest to jak Kelly zdobył natchnienie do napisania książki i jak długo okłamywał i zwodził ludzi.
I kim jest Vincent?

„— Vincent, jesteś pijany?
— Zawsze”

środa, 2 marca 2016

Wstęp

WSTĘP

Vincent-celebryta





Na sali podnoszą się stłumione dotychczas głosy.
— Abraham Kelly! — krzyk mężczyzny ze sceny jest zdecydowanie zbyt głośny dla moich uszu. Ludzie też krzywią się trochę, ale to oznacza, że specjalnie dla mnie zmienili to cholerne nagłośnienie, które w zeszłym roku, w kwietniu, było tragiczne.
Wchodzę powoli; nie spieszy mi się, przecież wiem, że będą cieszyć się samym moim widokiem, wcale nie muszę mówić, ważne, że jestem Abrahamem Kelly. Dla wszystkich tych osób zaskoczeniem jest, że w ogóle się pojawiłem, a nie tak jak kilka miesięcy temu. Ale cóż miałem począć — wypadło mi coś. Ty, madame, miałaś urodziny.
Kiwam głową na mężczyznę, który mnie zapowiadał, a on, ściskając pięści przy dołku, uśmiecha się wesoło i ustępuje mi miejsca przy małym szarym stoliku. Siadam na zielonym krzesełku i uśmiecham się do tych wszystkich ludzi. Widzę i dorosłych, i młodszych; niektórzy poprzychodzili z malutkimi dziećmi. I dziennikarze z mikrofonami, i kamerami. Czekają aż się odezwę, ale z początku tylko cicho wzdycham, co słyszą wszyscy przez głośniki. Krzywię się, widząc swoją twarz na jednym z plakatów wywieszonych na białych, marmurowych ścianach. Wyszedłem na nim okropnie; niby z dumnym uśmiechem, ale teraz wszyscy mogli patrzeć na beznadziejną koszulę w zielone paseczki, którą tamtego dnia byłem zmuszony włożyć. To dobra koszula, panie Kelly, i na dodatek do twarzy panu!
Nie jestem już tylko pisarzem, można powiedzieć, że stałem się kimś jeszcze ważniejszym — celebrytą. Wystarczyło do tego tylko kilka kieliszków z winem, śmiechy i jedno wspomnienie o bójce w San Francisco. Dobrej nocy, Vincent sprzedaje się świetnie, nie mam co narzekać, ale teraz każdy chce wiedzieć więcej. Mają zbyt wiele wspólnego, powiedział ktoś kiedyś, a kto inny napisał w gazecie, że mam więcej szemranych spraw. 
I mam.
Poprawiam kościstymi palcami mały mikrofon stojący na stoliku, ale on przewraca się na bok. Wyzywam go, co znów słyszy każdy, ale ja znów uśmiecham się wesoło i gdy ustawiam dobrze mikrofon, przed oczami miga mi jaskrawoniebieski żakiet jednej z dziennikarek. Patrzę na nią przez chwilę, a ona rumieni się. 
— Ładny żakiet — mówię w końcu głębokim głosem przez mikrofon. — Dzień dobry, witam. — Kiwam głową. — Nie będę mamrotał bezsensu — jakieś pytania?
Od razu podnosi się kilka głosów, przekrzykują się. Wskazuję na jasnowłosą panią z pierwszego rzędu. 
— Wiele osób zadaje sobie pytanie: czy Vincent jest prawdziwą osobą? Czy którekolwiek z wydarzeń w książce jest prawdziwe? I czy jest pan aż tak pokręcony na jakiego wygląda?
Patrzę na nią przez chwilę, zastanawiając się. Odpowiedź na te banalne pytania była jedna, prosta i krótka. Nigdy nie mówiłem jak to było z książką i Vincentem, i nigdy nie zamierzałem tego mówić podczas małych wywiadów. Teraz mam okazję, a prawdziwych fanów nie można trzymać w niepewności.
— Tak.
Znów podnosi się szum; tym razem chce pytać mężczyzna o czarnej czuprynie.
— Jest pan, panie Kelly, zdolny powiedzieć kim jest Vincent? Opowiedzieć o nim?
Śmieję się, ale tylko ja, oni mają na twarzach wymalowane wyczekiwanie. Niektórzy są niecierpliwi i mówią coś pod nosem.
— Vincent to — chwila zastanowienia, przemyślenia sprawy, tylko że ja nie myślę — ja.
Wtedy dopiero nastaje burza pytań.


______________________

no hejo,
nikt nie czyta, ale ja lubię pisać.
strzałeczka.


+ sto lat, Jon.

8 komentarzy:

  1. Agzhoabziakbsjaobzjaja!!!!!!!
    Wićka, ja wchodzę na bloggera raz na ruski rok, ALE PATRZ JAK TRAFIŁAM! I TO PIERWSZA!
    Boże, chciałabym obiecać, że będę czytać, ale wiesz jak jest, raz jestem, raz mnie nie ma.
    Ale zapowiada się super, tak, właśnie tak.
    + sto lat dla Rory'ego Gallaghera, dla Jona w sumie też, ale Rory kocham Cię.
    Ciebie też Wićka!!! I nadrobię też kiedyś tamtego bloga, to chyba mogę obiecać.
    Powinnam iść spać.
    Ave, Wiciu <3

    Hugs,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja widząc Ciebie, Hańka, zrobiłam skjghjshdgljsdhl.
      Nie no, wiesz, że ja wiem, to co Ty wiesz i wiem, bo sama tak mam, więc — masz przebaczone.

      Powinno być „Hugs, Rocky”, Hańka, zapuszczasz się.

      Usuń
  2. Cześć i czołem.
    Wpadłam i przeczytałam...

    W sumie, tak ostatnio zauważyłam sobie, że większość dziewczyn, która kiedyś pisała o tych nieszczęsnych zespołach, teraz zaczyna pisać coś całkiem fikcyjnego, a pisarze są jakoś ulubioną grupą zawodową do opisywania. Haha, ale cieszy mnie to.
    Wiesz, że nie lubię komentować początków, bo jakoś tak nigdy nie wiem, co mam takiego napisać. No i w tym wypadku nie jest inaczej, aczkolwiek... zaciekawiało mnie to. Hm, w sumie to wydaje mi się, że cała fabuła (aż żal pisać "opowiadania" bo to opowiadania już nie są) będzie toczyła się na dwóch płaszczyznach, chociaż może się mylę... ale z ciekawością przekonam się, co tu takiego wymyśliłaś.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ej, to wciąż są opowiadania, nie przesadzajmy aż tak!

      Usuń
  3. Cześć, Faith.
    Właściwie Wiktorio,bo mimo wszystko już trochę Cię znam.
    Zacznę od tego, że piszę ten komentarz już czwarty raz, jeśli dobrze liczę. W tym już drugi raz w notatkach, ciągle coś psuję. Ale chyba mam do tego prawo, w końcu to mój pierwszy komentarz w historii. Tak, mam wiele "ja". XD
    Ale pomijając sprawy organizacyjne, przejdźmy do sedna, a przynajmniej się do niego przybliżmy, chociaż trochę.
    Cieszę się, że zaczęłaś coś nowego. Zapowiada się naprawdę ciekawie, nie mogę zbyt wiele napisać, ale ja już czuję ten klimat -starych, dobrych czasów. XD
    Tęskniłam za Tobą, za tym, co tworzysz. Ciekawe, co nakłoniło Cię do ukazania nowego opowiadania czytelnikom poprzedniego bloga. Nie wiem, ale naprawdę cieszy mnie Twoja decyzja.
    Ale jest coś, za czym nadal tęsknię. Mężczyzna z lasu, pieski... To opowiadanie, ono było fantastyczne! To Twoja decyzja, nie mogę na nią wpłynąć (XDD), ale bardzo chciałabym przeczytać kontynuację tej historii.
    Kończę, Wiktorio, zafascynowałaś mnie. Czekam na więcej, mam nadzieję, że się doczekam. Ale ufam Ci (nie wierzę, że to piszę). Nie zmarnuj tego!

    Pozdrowienia,
    Paxton&Misiur

    PS Poszedł około 23, nie męczę go.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misiur, pozdrów kota.
      Stare, dobre czasy i ich klimat — ło, matko. XD
      Ja też nie wiem, pozostanie to już pewnie wielką niewiadomą dla nas wszystkich... I Ty się nie śmiej, bo nie wpłyniesz.
      Ufaj mi, Misiur, ufaj.

      PS Właśnie jedna żarówka zgasła, a potem się zapaliła.

      Usuń
  4. Nie umiem komciać, ale chciałam powiedzieć, że mi się to bardzo przyjemnie czytało, bo chyba fajnie wiedzieć, że ktoś sobie przyszedł i powiedział "o, propsik" na widok wstępu, czy to tylko ja??? W każdym razie dobrze się zapowiada, Abraham jest sassy, Vincent pewnie też, więc liczę na taką śmieszniastą narrację i w dalszych rozdziałach, czy jak to nazwać, ja nie bardzo lubię tę nazwę, ale innej nie mam. No, w każdym razie czekam, może wtedy mój komentarz będzie miał więcej sensu. XD
    I mam takie pytanko, mam nadzieję, że wiesz, bo mnie to męczy - Madame to Catherine Deneuve, prawda?
    No to tego, strzałeczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, bardzo fajnie. Nawet super fajnie.
      I tak, to Catherine Denueve.
      Strzałka strzałeczkowa.

      Usuń