NIE POLECAM TU ZAGLĄDAĆ, BO VINCENT MNIE WYZWAŁ. OBRAZIŁAM SIĘ NA NIEGO.
Abraham Kelly jest jednym z najsłynniejszych pisarzy na świecie, a jego książka „Dobrej nocy, Vincent” to bestseller. Jednak prawdziwym tematem do rozmów jest to jak Kelly zdobył natchnienie do napisania książki i jak długo okłamywał i zwodził ludzi.
I kim jest Vincent?

„— Vincent, jesteś pijany?
— Zawsze”

Historia

„Był supergwiazdą
Był popularny
Był taki egzaltowany
Bo miał talent
Był wirtuozem
Był idolem rocka”
— Falco




Na dobrą sprawę nie wiadomo o co chodzi i jak to ma być, ale on sobie jest. Jest sobie Vincent, który naprawdę Vincentem nie jest i nie potrafi chyba nic godnego uwagi. To nas w pewnym sensie łączy. Ale tak szczerze — ja sama nie wiem kim jest Vincent i nie mam pojęcia kim mógłby się stać z moją pomocą (choć trzeba wziąć pod uwagę to, że on wcale ode mnie jej nie dostaje). Choć w sumie... Vincent może być kim tylko chce. Tak jak wszyscy, nie mogę odebrać mu tej zdolności. Dlatego Vincent może być nawet superbohaterem, swoim własnym.
Cała ta historia powstała pod wpływem chwili, kiedy wymarzyłam sobie ładną opowieść (i zobaczyłam szablon). Abraham jest pisarzem, którym zawsze chciał zostać. Ale Abraham nie jest Abrahamem tylko Vincentem. A Vincent nie jest Abrahamem tylko Vincentem. Właśnie on został głównym bohaterem, z uwagi na... na to, że jest mężczyzną, chyba, nie kobietą, a mężczyzną. I to jest taka odmiana dla mnie jak i dla wszystkich moich dziwnych rzeczy. Wszystko będzie prowadzone narracją Abrahama-Vincenta, gdzie mnie nie ma i raczej się nie pojawię (choć jestem jego bogiem).
Wszystko będzie dziać się w końcówce lat dziewięćdziesiątych, bo bardzo lubię lata dziewięćdziesiąte, i Abraham też, tylko jeszcze tego nie wie. Nie, nie „dziać” tylko rozpoczynać, bo nie będziemy stać w miejscu. I oczywiście Vincent nie będzie jedyną postacią, bo zobaczymy jeszcze jego przypadłość Edith i jego doktora Marianne. Kelly ma też starą przyjaciółkę, ale nikt jej nie zna, nawet on sam. Ja też. Pies też jest, ale nikt go nie lubi, a przynajmniej właściciel.

Nie potrafię też sklasyfikować tej historii; nie wiem czy to obyczajówka; dramat czy coś co można nazwać rzeczą z humorem. To jest wszystko.
I bardzo lubię Vincenta.

2 komentarze:

  1. Ręka, noga, mózg na ścianie. Ale kupiłaś mnie. Czy raczej Vincent. Czy Abraham. Czy pies...

    OdpowiedzUsuń
  2. Okay, ten pies mnie urzekł... Dodaję do zakładek, kiedyś na pewno wrócę i poczytam (w tej chwili za dużo mam tych blogów w zakładkach, więc troszkę się gubię). ;)

    OdpowiedzUsuń